Bardzo lubię prozę Olgi Tokarczuk, jej refleksyjność, swoistą poetyckość. Lubię jej widzenie świata i sposób w jaki o nim opowiada, lubię jej opowieści.
W „Biegunach” podoba mi się motyw podróży spajający książkę i to zarówno w warstwie dosłownej jak i metaforycznej. Podróżujemy w tej powieści nie tylko linearnie, ale również w głąb siebie. I im głębiej się w nią zanurzamy tym ciekawsza się staje.
Podobają mi się opowiadania „anatomiczne” w tej podróży z autorką, spotkania z Innymi (i nie mam tu na myśli przedstawicieli obcych cywilizacji), no i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała Aleksandry Sprawiedliwej.
Owszem, są w tej powieści wątki nużące, ale, tak się zastanawiam, czy to, co nudne dla mnie będzie tak samo męczące dla innych? Może to, co dla mnie rewelacyjne, będzie dłużyzną dla innego czytelnika? O tym też jest ta książka. Jak bardzo różni jesteśmy i jakie to fascynujące. Autorka mówi, że jest „wierna peryferiom, obszarom niedopowiedzianym, zamazanym”. I to też w jej prozie uwielbiam.
Muszę jeszcze wspomnieć o szacie graficznej książki (mam wydanie z roku 2007). Dopiero gdzieś w połowie książki dotarła do mnie genialność okładki pana Marka Pawłowskiego. A mapy? – wyborne!